niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozmowa z Alejandro Cao de Benos


„Komunistyczny raj - chłop ma tyle, co polityk”
Rozmowa z Alejandro Cao de Benos
W jego żyłach płynie błękitna krew, ale swe serce oddał czerwonemu reżimowi. Jest jedynym obcokrajowcem we władzach Korei Północnej, uznawanej za najbardziej tajemniczy i zamknięty kraj świata. W udzielonym specjalnie dla Wirtualnej Polski wywiadzie Alejandro Cao de Benós wyjaśnia, dlaczego Korea Północna jest jedynym prawdziwie socjalistycznym krajem i jak udało się jej wyeliminować prostytucję i narkomanię. Rozprawia się również z doniesieniami o północnokoreańskich obozach koncentracyjnych, nędzy i programie nuklearnym. 

Alejandro Cao de Benos



Aneta Wawrzyńczak: Jakim cudem arystokrata z Katalonii znalazł się we władzach Korei Północnej?

Alejandro Cao de Benós: Od ponad 10 lat pracuję dla Korei Północnej. Zaczęło się od mojego zainteresowania tym krajem, jego historią i polityką. Zacząłem identyfikować się z komunizmem w wydaniu północnokoreańskim, z doktryną
dżucze. W Madrycie przygotowałem wystawę o Korei Północnej. Z czasem coraz bardziej zacieśniały się moje więzy z tym państwem, organizowałem wymiany kulturowe i biznesowe pomiędzy Koreą Północną a Hiszpanią. Wreszcie, w 2002 roku otrzymałem nominację na stanowisko przedstawiciela północnokoreańskiego Komitetu Stosunków Międzykulturowych.

Czym się Pan zajmuje jako przedstawiciel Korei Północnej?

Zajmuję się wszystkim, co leży tradycyjnie w kompetencji ambasady. Ponieważ nie mamy przedstawicielstw w wielu krajach, jestem odpowiedzialny za udzielanie wywiadów, podtrzymywanie wymiany kulturowej, jak również część stosunków dyplomatycznych, między innymi negocjacje handlowe. Generalizując, jeśli jakaś sprawa dotyczy Korei Północnej, jestem pierwszą osobą, do której zwraca się społeczność międzynarodowa. Praktycznie pełnię funkcję ambasadora, chociaż bez fizycznej siedziby.

Dużo czasu spędza Pan w Korei Północnej?

W przybliżeniu pół roku, ale nie bez przerwy.

Obcokrajowcy mogą podróżować po terytorium Korei Północnej wyłącznie w towarzystwie przewodnika. Czy te same zasady obowiązują Pana? W końcu Pan również jest obcokrajowcem.

Nie. Pracuję dla rządu północnokoreańskiego i cieszę się zaufaniem władz, dlatego mam swobodę poruszania się po terytorium kraju. Ale faktycznie, obcokrajowcy podróżują tylko z przewodnikiem.

Dlaczego?

Ze względów bezpieczeństwa. Odpowiadamy za bezpieczeństwo obywateli, a wiele osób przekraczających koreańskie granice przyjeżdża po to, by szpiegować i sabotować nasze działania. Oczywiście, gdy komuś udaje się zdobyć zaufanie władz, może podróżować bez oddelegowanego przez rząd towarzysza. Ale jest to bardzo trudne i wymaga dużo czasu i energii.

Ile czasu potrzebował Pan, by zaskarbić sobie przychylność władz?

Przez ponad 10 lat pracowałem, by zdobyć zaufanie rządu. Między Koreą Północną a Zachodem jest olbrzymia przepaść - nasz system polityczny jest zupełnie inny. Dlatego obcokrajowcom niezwykle trudno jest zaskarbić sobie przychylność władz. A gdy się to już uda, trzeba nieustannie pracować, by go nie stracić. Mały fałszywy krok wystarczy, żeby w ciągu jednego dnia zaprzepaścić wszystko, na co się pracowało 10 lat.

Jak zaczęła się Pana fascynacja Koreą Północną?

Od dziecka wierzyłem, że
komunizm jest alternatywą dla systemu redystrybucji bogactwa. Na całym świecie ok. 80% ludzi żyje w skrajnym ubóstwie, nie mając dostępu do wody pitnej i jedzenia. Tylko 20% populacji, głównie osób mieszkających w Stanach Zjednoczonych, może pozwolić sobie na godne życie. Biorąc pod uwagę tę wiedzę, zacząłem zastanawiać się, w jaki sposób mógłbym przyczynić się do zmiany tych dysproporcji. Dlatego przestudiowałem dzieła klasyków marksizmu-leninizmu i drogi różnych państw ku socjalizmowi, m.in. w Polski. Zapoznałem się z doświadczeniami różnych krajów socjalistycznych, m.in. w 1992 roku byłem na wymianie studenckiej z Uniwersytetem Łódzkim. Jednak wtedy komunizm już upadł i nikt nie chciał o nim rozmawiać.

A inne reżimy socjalistyczne Panu nie odpowiadają?

Nie, nie identyfikuję się z nimi. Poza Koreą Północną żaden kraj nie jest rzeczywiście socjalistyczny. Odwiedziłem inne państwa i widziałem socjalizm w ich wydaniu. Wszystkie dopuszczają istnienie patologii takich jak prostytucja czy uzależnienie od narkotyków. Nie zgadzam się z taką polityką. Poza tym w niektórych przypadkach socjalizm jest tylko mrzonką. Świetnym przykładem są Chiny i Wietnam - kraje kapitalistyczne, gdzie socjalizm istnieje wyłącznie na papierze.

Dlaczego Związek Radziecki się rozpadł, a doktryna dżucze ma się dobrze?

ZSRR rozpadł się z wielu powodów. Jednym z nich były olbrzymie rozbieżności pomiędzy komunizmem w wydaniu sowieckim a północnokoreańskim. Proszę zwrócić uwagę, że naszymi symbolami są nie tylko sierp i młot, które symbolizują robotników i chłopów, ale również pędzel - symbol intelektualistów i artystów. Inteligencja północnokoreańska brała czynny udział w rewolucji, w przeciwieństwie do bloku sowieckiego, gdzie była zwalczana jako siły kontrrewolucyjne. Kolejnym aspektem jest religia. W Korei Północnej i chrześcijanie, i buddyści wspierali rewolucję. Dzięki temu miała ona charakter kompletny, objęła wszystkie warstwy i zjednoczyła społeczeństwo. Jednak o tym, że w 2010 roku Korea Północna jest jedynym prawdziwie socjalistycznym krajem, przesądza co innego - nigdy nie sprzymierzyła się z wielkimi potęgami jak Chiny czy ZSRR, a jej władze nie utraciły kontroli nad państwem. Nie podpisaliśmy m.in.
Układu Warszawskiego. Zawsze byliśmy niezależni.

Więc dopiero w Korei Północnej udało się Panu spełnić swoje marzenia?

Dokładnie. Moim wielkim marzeniem było poznać system, który odróżniałby się całkowicie od tradycyjnego komunizmu. A w Korei Północnej tak właśnie jest – dzięki m.in. elementom duchowym i wpływom buddyzmu, jest zupełnie inna niż systemy pozostałych krajów socjalistycznych.

Jak określiłby Pan Koreańczyków? Mają jakieś wspólne cechy narodowe?

Są bardzo zdyscyplinowani i zjednoczeni. Poza tym wielkim szacunkiem darzą rodzinę, którą traktują jako podstawową komórkę społeczną. Podczas gdy na Zachodzie palmę pierwszeństwa przyznaje się indywidualizmowi, w Korei Północnej ważniejsze jest kolektywne działanie. Koreańczycy zawsze się jednoczą.

Są zdyscyplinowani dzięki władzy?

Nie, wynika to z ich natury. Podobnie Koreańczycy z południa, choć żyją w kraju kapitalistycznym, są zdyscyplinowani, pracowici i dobrze zorganizowani. Można to zaobserwować na przykładzie firm takich jak Samsung czy Hyundai, których produkty są naprawdę doskonałej jakości.

Chciałby Pan, żeby w Hiszpanii panowała taka forma władzy jak w Korei Północnej?

To praktycznie niemożliwe. Kultura, charakter Hiszpanów a przede wszystkim ich sposób myślenia i światopogląd wykluczają wprowadzenie takiego samego systemu, jaki obowiązuje w Korei. Kim Ir Sen powiedział, że nie można importować socjalizmu z jednego kraju do drugiego i próbować implementować go na takich samych zasadach. Każdy naród musi wybrać własną drogę i kroczyć nią zgodnie z panującymi warunkami. Chciałbym, żeby Hiszpania była republiką socjalistyczną, a nie monarchią. Ale Hiszpanie sami muszą wybrać swoją drogę rozwoju, która będzie odpowiadała hiszpańskiej rzeczywistości, historii i kulturze.


Czy trudno było przekonać władze Korei Północnej, by pozwoliły Panu stworzyć pierwszą oficjalną stronę internetową kraju?

Nie. Gdy w 2002 roku wysunąłem tę propozycję, miałem już pełne zaufanie władz. Dano mi wolną rękę w tym zakresie.

Obecnie tylko wąska grupa najwyższych oficjeli ma dostęp do międzynarodowej sieci internetowej. Reszta społeczeństwa korzysta z Kwangmyong - sieci wewnętrznej. Dlaczego rząd ograniczył dostęp do sieci globalnej?

Mamy sieć Kwangmyong, która jest intranetem, nie internetem. Funkcjonuje tylko na terenie kraju i umożliwia m.in. wysyłanie e-maili czy korzystanie z czatów. Tylko nieliczne komputery mają dostęp do sieci globalnej. Używa się jej do wyszukiwania informacji, np. wiadomości z Polski, a następnie wrzuca do naszej wewnętrznej sieci. Dzięki tym ograniczeniom chronimy obywateli przed propagandą i kapitalistycznymi patologiami jak prostytucja czy uzależnienia. Chronimy również naszą młodzież przed problemami natury społecznej. Wreszcie - zapobiegamy atakom hakerów.

A w jaki sposób władze chcą zwalczać problemy społeczno-ekonomiczne, np. braki żywności?

Problem żywności jest związany z naszym położeniem geograficznym. Tylko 15% terytorium kraju nadaje się pod uprawę. Dlatego od 10 lat pracujemy nad przystosowaniem użytków rolnych. Poletka na zboczach gór i niewielkie tereny uprawne zostały przekształcone w wielkie latyfundia. Dzięki temu zwiększyła się produkcja zbóż i ryżu. Według naszych planów w 2012 roku powinniśmy być już całkowicie samowystarczalni żywieniowo.

Czy to prawda, że w kraju często jest wyłączany prąd?

Nie, to nieprawda. Mieliśmy duże problemy z elektrycznością, ale to było w latach 2001-2002. Obecnie sytuacja prawie całkowicie się ustabilizowała. Zupełnie rozwiążemy ten problem w 2012 roku. Wówczas na zachodnim wybrzeżu powstanie pierwsza elektrownia wodna.

Kto ją finansuje?

Pierwotnie miała powstać w ramach projektu KEDO, finansowanego m.in. przez Unię Europejską. Pomocy w budowie elektrowni miały nam udzielić Stany Zjednoczone w zamian za naszą rezygnację z programu nuklearnego. Jednak nie wywiązały się ze zobowiązań w ramach KEDO i porzuciły projekt. Dlatego własnymi siłami finansujemy budowę elektrowni.

Czy w kraju występują różnice społeczno-ekonomiczne?

Nie. Gdyby występowały, nie bylibyśmy krajem prawdziwie socjalistycznym. Cechą naszego systemu jest to, że warunki życia zarówno osób piastujące wysokie stanowiska w państwie, jak i pracujących w polu są bardzo zbliżone. Różnica między najwyższymi a najniższymi zarobkami jest niewielka. Co więcej, najwyższe pensje otrzymują nie urzędnicy, ale chłopi.

Dużo ludzi żyje w ubóstwie?

Absolutnie nie. Borykaliśmy się z ubóstwem w czasie wielkiego kryzysu w latach 1995-2000, gdy kraj wiele wycierpiał, a dużo ludzi zmarło. Kryzys spowodowały trzy czynniki. Po pierwsze, bankructwo komunizmu w wielu krajach, z którymi współpracowaliśmy. Utraciliśmy przez to wiele kontraktów handlowych, a nasza gospodarka znalazła się na skraju przepaści. Po drugie, katastrofy naturalne, których doświadczył Półwysep Koreański. Po trzecie wreszcie, embargo nałożone przez Stany Zjednoczone. Sprzężenie tych czynników doprowadziło do wielkiego kryzysu - brakowało żywności, leków, prądu i wody. Jednak w 2000 roku kraj zdołał się podźwignąć i zaczął szybko się rozwijać. Obecnie kryzys mamy praktycznie za sobą. Świadczy o tym chociażby to, że w 2012 roku zamierzamy oddać do użytku 150 tysięcy mieszkań.

"Dzieci złego państwa" to film dokumentalny, który przedstawia porzucone, wygłodzone sieroty błąkające się po ulicach Korei Północnej. Skoro nie ma żadnych różnic społeczno-ekonomicznych, nie ma ubóstwa, skąd biorą się zdjęcia, informacje, filmy, które oskarżają władze o łamanie praw człowieka?

To wszystko propaganda.

Propaganda? Czyja?

Przede wszystkim Kongresu Stanów Zjednoczonych, który przeznacza miliardy dolarów na oczernianie na arenie międzynarodowej Korei Północnej i wszystkich tych reżimów, które nie poddają się dyktatom Ameryki. Każdy kraj, który nie sprzyja USA albo ma swój własny, niezależny system polityczny, jest pod obstrzałem amerykańskiej propagandy. USA chcą wywołać w tych krajach rewolucje i podporządkować je sobie. Obecnie funkcjonuje co najmniej pięć stacji radiowych, które są tubą propagandy przeciwko Korei Północnej. Dotyczy to również organizacji międzynarodowych, które ferują wyroki na podstawie tego, co zanotowały w czasie wielkiego kryzysu pod koniec XX wieku. I które będąc na usługach USA, manipulują faktami.

Dlaczego w takim razie władze Korei Północnej nie wpuszczą międzynarodowych obserwatorów na terytorium kraju i nie udowodnią, że oskarżenia są wyssane z palca?

Demokracją rządzą podwójne standardy. Jeśli oskarżę panią o coś, ciężko będzie pani udowodnić, że to nieprawda. Większość dziennikarzy, którzy zajmują się Koreą Północną pisze o rzeczach, których nie widzieli, miejscach, w których nie byli i ludziach, z którymi nigdy nie rozmawiali. Z jednej strony chodzi o wzbudzenie sensacji, z drugiej - wynika z przesłanek ekonomicznych. Media kierują się własnym interesem. Przykład? Udzielałem wywiadów i CNN, i "The Times", ale nigdy nie zostały one opublikowane. Dlaczego? Dlatego że moje odpowiedzi nie przystawały do ich polityk. Większość mediów jest zainteresowana tylko zdobyciem dowodów na terror panujący w Korei Północnej i opublikowaniem zdjęć przedstawiających ludzi umierających z głodu. Manipulacja, której doświadczamy, to nasz wielki problem. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której obraża pani mnie i moją rodzinę, a później chce wejść do mojego domu. Proszę się nie dziwić, że pani nie wpuszczę.

A co z ludźmi, którzy uciekli z obozów koncentracyjnych, obozów pracy przymusowej? Którzy opowiadają o swoich traumatycznych przeżyciach, tysiącach ofiar?

Jest grupa osób, które opuściły Koreę Północną. Gdy się okazało, że nie mogą znaleźć ani pracy, ani domu, gdy nie mają co jeść, są gotowe zrobić wszystko, by uzyskać status uchodźcy. Są całkowicie zmanipulowane przez południowokoreańskie bądź chińskie służby specjalne. W zamian za obywatelstwo krajów przyjmujących są gotowe stać się narzędziem propagandy. Proszę zauważyć, że żadne z opowiadanych przez te osoby historii się nie pokrywają, brakuje zgodności co do opisów miejsc i warunków. To teatr zaaranżowany na potrzeby propagandy.


Co może Pan powiedzieć na temat ostatniego kongresu Partii Pracujących Korei? Czy wnosi coś nowego? Do Polski docierają tylko informacje o nowych nominacjach dla Kim Dzong Una.

Wiele osób spekuluje, że Kim Dzong Un został nowym liderem. To kompletna bzdura. O Kim Dzong Unie ani zwykli obywatele Korei, ani nawet urzędnicy nie wiedzą praktycznie nic. A liderem może być tylko osoba, która aktywnie pracuje dla dobra Korei Północnej. Kim Dzong Il urodził się jeszcze przed wojną koreańską i od małego walczył dla kraju. Teraz, w czasie kongresu, po raz kolejny został wybrany Sekretarzem Generalnym partii. To on jest naszym liderem. To prawda, że podczas kongresu zostały nadane nowe nominacje. Członkowie władz partii są coraz starsi i nadszedł moment, w którym muszą ustąpić miejsca najmłodszej generacji. Nie zmienia to jednak naszej linii politycznej, która w dalszym ciągu jest kontynuowana.

Jak się czuje Kim Dzong Il?

Dobrze. Media rozpisują się, że miał operację mózgu. Są to jednak tylko spekulacje, które wynikają z tego, że wszystkie informacje o Kim Dzong Ilu są tajne.

Panuje przekonanie, że jego następcą będzie Kim Dzong Un.

To tylko spekulacje Zachodu, nie nasze. Przez te wszystkie lata nie widziałem żadnej książki o Kim Dzong Unie, żadnej jego fotografii. Jest co prawda synem Kim Dzong Ila, ale nie jest przez to faworyzowany. W Korei Północnej nie ma nepotyzmu. W moim departamencie zupełnie przypadkowo pracuje córka premiera Kim Dzong Nama. Jest sekretarzem departamentu, ale nie może liczyć na specjalne względy tylko dlatego, że jest córką premiera.

W "El Mundo" David Jimenez napisał, że życzy Pan sobie, by zwracać się do niego Cho Sun Il, a nie Alejandro Cao de Benós. Na swoim oficjalnym blogu zaprzeczył Pan temu.

To kompletna bzdura. Pan Jimenez jest dziennikarzem szukającym sensacji, dlatego często zmyśla. Mój blog jest jedynym miejscem, gdzie mogę prostować wszelkie tego typu przekłamania.

Skąd w takim razie dziennikarze mogą czerpać informacje o sytuacji w Korei Północnej?

Jedynym oficjalnym i prawdziwym źródłem informacji jest
Północnokoreańska Centralna Agencja Prasowa (KCNA). Zdaję sobie jednak sprawę, że część informacji, które podaje, może być niezrozumiała. Dlatego dziennikarze zawsze mogą do mnie zadzwonić albo wysłać e-mail. Staram się wszystko dokładnie objaśniać.

Wracając do Pana północnokoreańskiego imienia, Cho Sun Il znaczy "Korea jest jedna". Myśli Pan, że któregoś dnia obie Koree się zjednoczą?

Jestem całkowicie o tym przekonany. Osobiście pracuję nad tym, by jak najbardziej zbliżyć oba kraje i doprowadzić do ich zjednoczenia. W latach 2000-2008 poczyniliśmy ogromne postępy w tym zakresie.

Pod jakimi warunkami miałoby to nastąpić?

Koreańczycy z północy i południa są jednym narodem. Różnica polega tylko na tym, że my jesteśmy krajem socjalistycznym, a Korea Południowa krajem kapitalistycznym. Nie chcielibyśmy powielić schematu niemieckiego, gdzie nie doszło do zjednoczenia. RFN jako kraj kapitalistyczny po prostu wchłonęła komunistyczną NRD. Do tego nie możemy dopuścić.

Współpraca Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych nie jest problemem?

Oczywiście, że jest. Głównym problemem jest to, że Stany Zjednoczone mają wpływ na przebieg negocjacji, a tym samym na proces jednoczenia. Dzięki swym bazom wojskowym na terenie Korei Południowej kontrolują Seul i wpływają na tamtejszy rząd.

Jest możliwe, że któregoś dnia Phenian będzie współpracował z Waszyngtonem?

Jak najbardziej. Za administracji Clintona przygotowywana była jego wizyta w Korei Północnej, miały zostać nawiązane stosunki dyplomatyczne. Jednak wraz z nastaniem ery Busha przepadło wszystko, co udało się osiągnąć dla poprawy stosunków amerykańsko-północnokoreańskich.

Co z północnokoreańskim programem nuklearnym? Ma charakter wyłącznie pokojowy?

Rozwój broni nuklearnej jest jedną z form zapewnienia bezpieczeństwa naszym obywatelom. Gdybyśmy nie posiadali tego rodzaju broni, mającej wyłącznie charakter defensywny, Korea Północna byłabym obecnie zniewolona jak Irak czy Afganistan. Bush wyraźnie deklarował plany ataku na Półwysep Koreański. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jedyną formą zapobieżenia temu atakowi był rozwój własnego systemu obrony. I to w dalszym ciągu robimy.

I dlatego Korea potrzebuje tak dużej armii?

W Armii Ludowej służy ok. miliona żołnierzy, ale to nie wszystko. Posiadamy również armię rezerwową, która liczy 6 milionów ludzi, dochodzą jeszcze wyszkoleni do służby studenci i chłopi. Cała Korea Północna jest jednym wielkim wojskiem. Gdyby tak nie było, nasz los byłby przesądzony - zostalibyśmy zbombardowani przez Amerykanów. Korea Północna już doświadczyła amerykańskiej inwazji i nie zamierza dopuścić, by to się powtórzyło. Wojsko jest nam potrzebne również do zapewnienia bezpieczeństwa, bez którego nie byłoby ani rozwoju gospodarczego, ani szkół, ani szpitali. Dzięki temu, że Korea Północna jest potęgą militarną i polityczną, możemy się skupić na rozwoju gospodarczym i poprawie warunków na wsi. Robimy wiele w tym zakresie.

Jak ocenia Pan perspektywy rozwoju Korei Północnej w następnych latach?

Jak już mówiłem, kluczowy będzie dla nas 2012 rok. Mamy olbrzymi potencjał, duże zasoby surowców naturalnych, m.in. złota. Dzięki temu w 2020 roku Korea Północna stanie się potęgą gospodarczą.

Rozmawiała Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska

sobota, 28 kwietnia 2012

Socjalizm czyni cuda!

 Tekst ukazał się wcześniej m.in. na stronie Association For The Study Of Songun Politics UK[1], a powstał w środowisku kojarzonej z Niną Andrejewą WKP(b). Tłumaczenie: OCG.


Na Placu Kim Ir Sena w Phenianie.



W grudniu 2010 roku minęło 38 lat od uchwalenia konstytucji KRLD [2]. Ten fundamentalny akt prawny, zbudowany siłami Partii Pracy Korei system socjalistyczny oraz przywództwo Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila są głównymi przyczynami wielkich sukcesów państwa koreańskiego. Nawet w naszym kraju – Związku Radzieckim – nie było nigdy tak wielu zdobyczy socjalnych. Przedstawmy teraz niektóre z nich:


1. W KRLD nie ma przestępczości, a co za tym idzie nie istnieje również instytucja policji.

 2. Obywatele Korei Północnej nie płacą żadnych podatków.

 3. Nowo założone rodziny otrzymują darmowe mieszkania o powierzchni 120 metrów kwadratowych, umeblowane i wyposażone w sprzęt kuchenny.

4. Dzięki polityce opartej na idei Dżucze (samowystarczalności), planowana, nierynkowa gospodarka KRLD praktycznie nie została dotknięta światowym kryzysem ekonomicznym.

5. Salony fryzjerskie są całkowicie darmowe.

6. Dwa razy do roku uczniowie i studenci otrzymują za darmo mundurki oraz  przybory szkolne.

7. Wszystkie gazety są darmowe.

8. Wejście do teatrów w KRLD jest darmowe. Nie musisz kupować biletu – wchodzisz i oglądasz.

9. Służba zdrowia jest całkowicie darmowa.

10. Wskaźnik rozwodów jest niezwykle niski, choć oczywiście prawo do rozwodu jest zagwarantowane w konstytucji i odpowiednich aktach prawnych [3].

11. Imponujące wrażenie robią osiągnięcia w edukacji młodzieży. W miastach i na wsiach nie widać palących kobiet. Spożycie alkoholu jest minimalne i nie ma pijaństwa. Ulice są bardzo czyste. Koreańczyk z Północy wie, że śmiecąc szkodziłby środowisku i samemu sobie. Wszystko to zostało osiągnięte perswazją, a nie metodą grzywien i zakazów.


Oczywiście nie jest to kompletna lista zdobyczy socjalizmu w KRLD. Wymieniliśmy tylko kilka z jego cech.
Są to wielkie sukcesy do których osiągnięcia zdolny jest system socjalistyczny, do jakich powinna zdążać Rosja i inne republiki ZSRR zmierzając do rozwiązania współczesnych problemów.


Opowieści o „głodzie w KRLD” są kłamliwe i nieprawdziwe. Burżuazja arogancko oczernia socjalistyczny naród z jednym celem – aby nie pozwolić robotnikom i chłopom na odkrycie prawdy i zorganizowanie rewolucji proletariackiej w ich własnych krajach, posługując się przykładami Związku Radzieckiego i KRLD.


Towarzysze! Do diabła z burżuazją – krwiopijcami, syjonistami, Czubajsami Obamami, Putinami – dokonajmy w Związku Radzieckim tego, czego dokonano w KRLD!


Pheniańska ulica.

 ——–


Przypisy tłumacza:


2. Konstytucja z roku 1972 stanowi podstawę obowiązującej dziś w KRLD ustawy zasadniczej. W odróżnieniu od pierwszej koreańskiej konstytucji z 1948 roku powołuje się już na ideę Dżucze.

3. Nowoczesne prawo rozwodowe oparte na równości płci zostało wprowadzone już w 1946 roku! Dla porównania w USA reforma prawa rozwodowego rozpoczęła się dopiero w latach 70 i trwała – w zależności od stanu – do połowy lat 80.