Krystyna
Konecka
Koreański
koń Czhollima – Twarze czasu
(Krystyna Konecka, „Koreański koń Czhollima”, Krajowa Agencja
Wydawnicza, Białystok 1989, str. 13-32)
Obcokrajowiec
w Korei zawsze jest otoczony troskliwą opieką swoich gospodarzy. Kiedy wyczerpie się całodzienny
program, jest jeszcze dość czasu, żeby europejskim zwyczajem wyjść na samotną
wycieczkę po mieście.
Pheniański pomnik konia Czhollima |
Późnym wieczorem wybieramy się na spacer po Phenianie
z profesorem Aleksandrem Atanasowem z Sofii. Teraz ulica Synri (Zwycięstwa)
jaśnieje od neonowych skomplikowanych ornamentów i napisów umieszczonych wysoko
na budynkach publicznych. Na przystankach autobusowych i trolejbusowych wciąż
jeszcze stoją uporządkowane kolejki pasażerów.
Odprowadza
nas żarzący się gęstymi
punktami żarówek wygięty kontur dachu nad Teatrem Wielkim Po drodze będzie
jeszcze międzynarodowy urząd pocztowy, stojące naprzeciw siebie hotele „Hebansański”
i „Tedongański”, pochyleni nad miseczkami ludzie widoczni zza szyb stołówek,
pustawe sklepy, zakłady fryzjerskie, gdzie czarnowłose niozy zmieniają
przed lustrami fryzury, jakimś cudem znajdując czas między godzinami programowych
zajęć i wypoczynku. Światła, światła.
Na skrzyżowaniu z ulicą Sesallim przenikliwy gwizdek
milicjanta w niebieskim mundurze każe nam zawrócić i przejść podziemnym
tunelem, mimo że w pobliżu nie widać żadnego pojazdu. Porządek jednak musi być,
w końcu po to czuwa tu władza z oświetloną pałką do kierowania zamierającym
ruchem. Im bliżej placu im. Kim Ir Sena, tym donośniejsze dobiegają dźwięki
muzyki z głośnika, przerywanej energicznym głosem spikera. Zwykle w tym miejscu
odbywają się masowe uroczystości. Dzisiaj na oświetlonej reflektorami przestrzeni
pomiędzy Galerią Sztuki a Centralnym Historycznym Muzeum Korei mrowią się
setki ludzi pochylonych nad stertami kamiennych płyt. Od pewnego czasu trwa
remont tego fragmentu placu, więc i tu, podobnie jak na
każdej budowie, tempo koreańskiego przyspieszenia pod skrzydłami konia
Czhollima wspierają czynem społecznym obywatele spoza branży budowlanej.
W
pobliżu muzeum, od strony
nadrzecznego bulwaru, majaczą uskrzydlone podwójnie spiętrzonym dachem wrota
Tedong — zrekonstruowanego fragmentu twierdzy z VI wieku. Tu, gdzie właśnie
stoimy, przebiegał potężny kamienny mur, wytyczony naturalnym biegiem
spotykających się rzek Tedong i Pothong, które opasywały warowny gród od
wschodu, południa i zachodu, oraz wysokimi zboczami gór Moran i Mansu od strony
północnej. Współcześnie w dawnych granicach twierdzy wznoszą się oszałamiające
cudzoziemców monumentalne budowle śródmieścia — Narodowy Pałac Nauki, Teatr
Mansude z bajecznym kompleksem wielobarwnych fontann, które teraz nocą zachwycają
szczególnie, Muzeum Rewolucji Koreańskiej ze spiżową statuą jej twórcy. W
bliskim sąsiedztwie północnej bramy Czhilson konkurencję zamierzchłej
architektury odpiera imponujących rozmiarów Łuk Tryumfalny. Od południa sięga
gwiaździstego nieboskłonu hotel „Korio”.
Roboty
pod reflektorami nie ustają.
To wszystko jeszcze potrwa jakiś czas. Frontowe wejścia do galerii i muzeum są
całkowicie zablokowane, a nie zajrzeć tam byłoby wielką stratą. Budowle te,
niczym archaiczne wrota — tak to odczytuję — usytuowane po dwóch stronach
reprezentacyjnego placu, wprowadzają przybysza we współczesny rytuał narodowych
świąt i politycznych manifestacji, a bogactwem swoich zbiorów — w dawne dzieje.
My, Polacy, nie wiemy o nich nic.
Zdarzyła się po kilkunastu dniach wyprawa do Galerii
Sztuki, przez tylne wejście, od podwórza czystego, zadbanego. W muzeum
historycznym, gdzie wiodła podobna droga, przedpołudnie spędzone wśród
starodruków i eksponatów militarno-etnograficznych nie wystarczyło; wróciłam tu
jeszcze raz. Zdarzyły się też eskapady do miejsc, gdzie relikty starodawnej
kultury odchuchane i wypielęgnowane uzupełniły brakujące wątki w łańcuchu
opowieści i zanotowanych wrażeń.
Więc od początku. Namacalne ślady obecności
praczłowieka z okresu wczesnego paleolitu: kamienne narzędzia i kości zwierząt
z wapiennej pieczary w Kumunmoru; żuchwa wykopana na górze Synri jako dowód
zamieszkiwania nad rzeką Tedong „neoandropusa”; posklejane szczątki naczyń i
prymitywne kamienne narzędzia rolnicze z okresu neolitu oraz dolmen —
megalityczny grobowiec w Sonsindonie, w prowincji Północny Hwanhe, zbudowany z
potężnych pionowo ustawionych płaskich kamieni, na których wspiera się podobny
kamień o długości 4,4 m. Niezliczone wykopaliska z
epoki brązu: topór w kształcie
gwiazdy, fujarka z kości, narzędzia gospodarskie, broń, ozdoby.
Od
pierwszego tysiąclecia p.n.e. datują
się początki państwa koreańskiego, chociaż legendarne przekazy zahaczają o XXIV
wiek p.n.e. Najdawniejsze, niewolnicze państwo Dzoson (którego nazwą oznaczającą
„kraj porannej świeżości” posługują się dzisiaj Koreańczycy w odniesieniu do
swojej ojczyzny) istniało niewątpliwie od VII wieku p.n.e. na obszarze
północno-zachodniej części Półwyspu Koreańskiego oraz w basenie rzeki Liao na
terenie Mandżurii. W V wieku p.n.e. pojawiło się też państwo Pujo, następnie
Czinguk. Na podstawie znalezionych elementów z brązu zrekonstruowano dwukołowy
rydwan, używany prawdopodobnie w dawnym Dzosonie. Wśród archeologicznych
skarbów tego okresu są też; oryginalny tuk, kindżał w kształcie instrumentu pipha,
naczynia, sznury paciorków z agatu, kryształu i szkła. Pozostała także
legendarna pieśń autorstwa Re Ok, żony ubogiego przewoźnika:
Nie
chodź za rzekę, kochany.
Poszedłeś, uparty
i
utonąłeś w rzece.
Jakże będę żyła samotnie?
W II
wieku p.n.e. część koreańskiego
terytorium opanowała chińska dynastia Hań. W następnym rozpoczęła się epoka
Trzech Królestw (Kogurio, Pekdze i Silla), które przetrwały do VII wieku naszej
ery, Kogurio okazało się państwem największym i najsilniejszym. Jego
założycielem był król Tongmiong. Nad rzeką Amnok (rozgraniczającą dzisiaj Chiny
i Koreę) postawiono w 414 roku kamienny pomnik sławiący za pomocą 1802 wyrytych
liter potęgę feudalnego króla Kwangetho.
Po zagarnięciu południowego terytorium, władcy Kogurio
przenieśli w 427 roku stolicę państwa do parusetletniego Phenianu; od u-go też
czasu datuje się jej nieskrępowany rozwój. W górach Tesong wzniesiono twierdzę
obronną, a w jej sąsiedztwie wspaniały pałac królewski Anhak. W ciągu 42 lat
stolica została otoczona zewnętrznymi i wewnętrznymi murami o łącznej długości
23 kilometrów. Przecinał je trzykilometrowy kanał, a na zewnątrz wiodło
szesnaście bram obronnych. W pobliżu bramy Tedong pozostawiono zrekonstruowany
trzynastotonowy dzwon z wyobrażeniem ośmiu wizerunków Buddy i dwoma wijącymi
się smokami. W wędrówce trasą, wzdłuż której przebiegały niegdyś mury twierdzy,
spotykają przechodnia ich pozostałości: bramy Czhilson, Pothon, Czongym,
altany Ylmir i Czwesyn, pawilony Czhonniu, Pubek i Riongwan. Na kolumnach tego ostatniego pozostały tabliczki z wierszami XI-wiecznego poety Kim
Hwan Wona, zachłyśniętego urodą pheniańskiego krajobrazu:
Pod
prastarą twierdzą
szumi woda w lazurze,
na równinę płonącą od zorzy
wypływają górskie szczyty.
Wykopaliska
na miejscu pałacu Anhak i twierdzy w
górach Tesong świadczą o wysokim kunszcie ówczesnych budowniczych i
rzemieślników. W kamiennych pojemnikach przechowały się buddyjskie modlitwy
zapisane złotym proszkiem na dobrym papierze, który przetrwał próbę czasu, oraz
dwa miniaturowe posążki Buddy: srebrny — mężczyzny, złoty — kobiety. Ozdoby i
biżuteria z pozłacanego brązu, złote i srebrne kolczugi - trudno dociec, co
zachowało się z przeszłości, co zaś jest rekonstrukcją. Przechowuje się w
muzeum „mapę położenia ciał niebieskich” ilustrującą rozmieszczenie 1467
gwiazd. Wykonano ją na podobieństwo kamiennej mapy z okresu Kogurio. Jest
warsztat tkacki i wzory odzieży barwnej,
bogato zdobionej. Są oryginalne instrumenty muzyczne: róg, bambusowa fujarka,
bębny. Są pozostałości różnokształtnych dachówek i ozdób dachu z głównego
pałacu. Jedna z kamiennych kalenic ma wysokość 2,1 m.
We
wsi Mudzin pokłoniłam się przed mogiłą
króla Tongmionga, którego szczątki przeniósł założyciel twierdzy znad rzeki
Amnok. Przed wysokim czworokątnym wzgórzem
stoją lekkie ażurowe świątynie,
za nim — grobowiec z pozostałościami fresków. Tu także znaleziono garść ozdób
ze wzorami kwiatów i świecidełek z korony. Z odkopanych dotychczas około 80
grobowców z okresu Kogurio wydobyto na światło dzienne niezliczone
freski, pozwalające odczytać obyczaje (polowania, popisy cyrkowe) i
codzienność życia rodzinnego.
Od połowy VI wieku głównym elementem ilustracyjnym
grobowców stały się wyobrażenia „strażników” czterech stron świata,
strzegących spokoju duszy zmarłego. Ludzie w tym czasie wierzyli w zależność
losów od ruchu ciał niebieskich. Podzielili 28 gwiazdozbiorów na cztery grupy,
każdą z nich uznając odpowiednio za strażników stron świata: błękitny smok (czhonriong)
pilnował wschodu, biały tygrys (pekho) — zachodu, czerwony feniks (czudzak)
— południa, a żółw ze żmiją (henmu) — północy. Wyjątkowo interesujące wizerunki strażników
pozostały w grobowcach w Kanso. W tzw. Grobowcu Wielkim na pułapie wyobrażone
są cztery nimfy (piczhon) lecące na zachód z rozwiniętymi
szatami-skrzydłami.
W
grobowcu we wsi Tokhyn, gdzie odkryto datę 25 grudnia 408 roku, zachował się między innymi fresk-legenda.
Ze wschodu na zachód płynie w dół Droga Mleczna. Lewą stroną idzie mężczyzna,
wiodąc za sobą wołu. Z prawej strony kobieta z czarnym psem zalewa się łzami
żegnając odchodzącego. Są to dwie gwiazdy — Prządka i Pastuch. Od czasu kiedy
pokochały się wbrew woli władcy niebios, mogą spotykać się tylko raz w roku na
moście „Odzak”, utworzonym przez sroki i wrony. Zakochani długo oczekiwali na
siebie z niecierpliwością i oto znowu muszą się rozstać. W dniu 7 lipca
(siódmego dnia miesiąca księżycowego) pada deszcz — to płaczą żegnające się
nieszczęśliwe gwiazdy. Któż to wie, co powstało wcześniej — fresk czy legenda.
W Namwonie (w Korei Południowej), gdzie toczy się akcja „Opowieści o
Czhun-hiang” z okresu dynastii Li, figuruje rzeczywisty most o tej samej
nazwie.
Od
drugiej połowy VII wieku do początku
X wieku władzę na
terytorium koreańskim dzierży państwo Palhe równolegle z Silla.
Charakterystyczne dla tego okresu relikty to między innymi ozdobne cegły,
pagody i posążki Buddy z Pekdze, dziewięciopiętrowa pagoda ze świątyni Hwanrion
i pagoda Sokka z okresu Silla, wspaniała skrzydlata korona, która błyszczy oślepiająco,
a przy dotknięciu dzwoni dziesiątkami wisiorków. Z czasów Palhe zachowały się
ozdoby z dachu pałacu królewskiego w Sangenrionczhonbu — wyobrażenie demona i
kamienna kalenica o ptasim kształcie, pierwsze naczynie z białej porcelany, pas
ze złota i brązu. Wszystko jak nowe. Jest także mnóstwo przekazów o waleczności
koreańskiego narodu i bohaterskim odpieraniu najeźdźców chińskich, mongolskich
i japońskich.
W
roku 918 Wang Gon założył nową dynastię.
Przez pięć wieków państwo umacnia się i rozwija jako Korio. Stąd dzisiejsza
nazwa kraju używana na świecie — Korea (co znaczy „wysoko jaśniejąca”).
Wraz
z upadkiem Kogurio Phenian przestał być stolicą kraju, nie utracił jednak swojego politycznego,
ekonomicznego i kulturalnego znaczenia. Królewski pałac Manwolde wzniesiony
został w nowym stołecznym mieście, Kesongu. Państwo Korio zasłynęło z wytwarzania
wspaniałej niebieskiej, zdobionej motywami ze świata roślin i zwierząt,
porcelany oraz z rozwoju drukarstwa.
Od zamierzchłych czasów kultura
koreańska znajdowała się pod przemożnym wpływem Chin. Toteż przejęła stamtąd
również ideo-graficzne pismo. W okresie Trzech Królestw opracowano metodę libu,
pozwalającą na zapis słów języka koreańskiego odpowiednio dobranymi
hieroglifami. Tak właśnie został zapisany w VIII wieku zbiór poezji hiangga pt.:
„Samdemok”, czyli „Utwory trzech pokoleń”.
Dokumenty
głoszą, że pierwsze na
świecie metalowe czcionki z miedzi powstały w Korio na przełomie XI i XII
wieku. Poprzedziły je czcionki ksylograficzne na płytach z drzewa morwowego,
używane w okresie Trzech Królestw. Takimi płytami zostały wydrukowane na
papierze buddyjskie kanony. Znaleziono
je w miedziano-złotej szkatułce, kryjącej jakoby prochy świętego szakji-muni,
czyli oświeconego Buddy. Szkatułka zaś została wydobyta z pagody Sokka w
pochodzącej z VIII wieku świątyni Pulguk-sa w Kendzu. Od 1011 roku w ciągu
siedemdziesięciu lat wydrukowano ponad 6 tysięcy tomów „Tedzangen” — „Wielkiego
zbioru świętych buddyjskich pism”. Z 1090
roku pochodzi 5 tysięcy tomów „Sokdzangen” — „Zbioru uzupełniającego”.
Drewniane tablice zostały spalone przez mongolskich najeźdźców. Oglądałam
bardzo do nich podobne płyty ksylograficzne, przechowywane w skarbcu książek
Czhangen na terenie kompleksu buddyjskich świątyń Pohen w górach Mio-hiang. Z
86 tysięcy płyt wydrukowano w ciągu szesnastu lat, począwszy od 1236 roku,
zbiór pism „Phalmandedzangen”. Dziesiątki egzemplarzy wyłożone są pod szkłem
do oglądania. Reszta ukryta.
Według przekazów pojawiła się w tym samym czasie na
wyspie Kanhwa pierwsza książka, wydrukowana metalowymi czcionkami, Był to
„Kogymsandzonremun” — ,,Zbiór praw i przepisów postępowania w feudalnym
państwie Korio”. Dzieło nie zachowało się jednak do naszych czasów. Natomiast w
1972 roku na wystawie „Historia książek” w Paryżu, zorganizowanej przez UNESCO z okazji
Międzynarodowego Roku Książki, sensacje wzbudziła inna koreańska niespodzianka.
Zaprezentowano otóż „Czikdzisimgen” — buddyjskie prawidła okresu Korio
wydrukowane metalowymi czcionkami w 1377 roku, a więc o wiele lat wcześniej niż
uczynił to Gutenberg.
O pomysłowości wojowników Korio zaświadczają ocalałe
czy też zrekonstruowane egzemplarze broni: łuk z zapalającą strzałą w kształcie
wrzeciona oraz wyrzutnie do kamiennych kuł o nazwach czangunhwathon i czholrendzon. Czyżby błogosławił wojennemu rzemiosłu
piękny Bodhisattwa Awalokiteśwara, którego delikatny wizerunek oraz marmurowy
posąg powstały w tym samym czasie. Awalokiteśwara („Pan
spoglądający w dół”) uosabiał
bowiem Współczucie i miłosierdzie do tego stopnia, że z litości dla
ludzi pozostał bodhisattwą, czyli tym, który osiągnął doskonaląc się stań
taki, że mógł zostać Buddą. Jest więcej takich zachwycających rzeźb.
Miniaturowa „rodzina” buddyjskich świątków z brązu — niedawne znalezisko, z
Kymgang czy też potężne kamienne postacie wojowników i urzędników miejskich,
strzegących podwójnego grobowca w okolicach Kesongu – jednego z królów państwa
Korio-Konmina. Obcokrajowcy przybywający na linię demarkacyjną,
dzielącą świat wpółczesny, zbyt mało mają czasu na zwiedzenie w okolicach
Kesongu tego niezwykłego miejsca, które przypomina kamienne muzeum.
W
1392 roku na tron wstępuje Li Song-gie, który
przywraca po ństwu nazwę Dzoson i przenosi stolicę do Seulu. Okres panowania
dynastii Li (do 1910 roku) przyniósł ożywiony rozwój nauki, literatury i sztuk
plastycznych.
W
1444 roku bardzo niewygodną
w zapisie metodę libu zastąpił fonetyczny alfabet koreański hunmin
dzongym, używany do dzisiaj, składający się z czterdziestu prostych liter i
ligatur. Opracowano go pod nadzorem króla — Se-dzonga. Niemniej do początków
wieku XX każdy tekst uznany za dzieło literackie musiał powstać w klasycznym
języku chińskim wen-jen.
We
wstępie do wydanego w
Polsce w 1970 roku utworu z klasyki koreańskiej pt.: „Opowieść o Czhun-hiang
najwierniejszej z wiernych” Halina Ogarek-Czoj pisze: „Literatura
koreańska przejęła z Chin nie tylko pismo. Cały zespół pojęć
filozoficzno-moralnych, związanych tak z wierzeniami buddyjskimi jak i przede
wszystkim z konfucjanizmem, wszedł w zakres literackiego słownictwa Korei,
realia z historii i geografii Chin, najpopularniejsze tematy literatury chińskiej, specyficzne chińskie określenia
literackie, metafory, aluzje itp., wszystko to stało się integralną częścią
literatury koreańskiej. Nic w tym dziwnego, skoro młodzież koreańska — synowie jangbanów,
czyli szlachciców — uczyła się czytać i pisać na dziełach chińskich
klasyków, a w zakres egzaminów państwowych, które były pierwszym szczeblem na
drodze do kariery urzędniczej, wchodziła przede wszystkim znajomość wszystkich
ksiąg kanonu konfucjańskiego i dzieł klasycznej poezji chińskiej”.
Od XV
wieku następuje rozwój nauk
astronomicznych i meteorologii. Zachował się w muzeum historycznym pierwszy
deszczomierz z 1441 roku, który według źródeł koreańskich powstał o ponad 200
lat wcześniej niż podobne dzieło Benedetto Castrelliego.
Wiek
XVII rozpoczął długotrwałą „burzę
mózgów” w środowiskach myślicieli — zwolenników tzw. szkoły silhakpha. Postępowi
filozofowie, uczeni i pisarze zwrócili się przeciwko feudalnemu systemowi
społecznemu, domagając się zreformowania gospodarki, polityki wewnętrznej i
zagranicznej nastawionej na izolacjonizm oraz likwidacji poniżającego podziału
stanowego. Najbardziej znanymi myślicielami tych czasów byli między innymi Liu
Hiong-won, Dzong Jak-jong i nowelista
Pak Dzi-won.
Przemiany społeczne znalazły także
swój wyraz w sztukach plastycznych. Obok tradycyjnych,
korzystających
z wzorów chińskich, rysowanych tuszem na papierze lub jedwabiu obrazów, takich
jak XVII-wieczne „Łowienie smoka” czy autoportret Jun Tu So, rozwijało się
realistyczne malarstwo rodzajowe, powstawały pejzaże pokazujące przeobrażanie
przyrody: „Walka” Kim Hong-do, „Pory roku” ilustrujące kontrast życia pana i
sług, „Pastuch” Kim Tu Riana i wiele innych.
Wśród unikalnych pozostałości świadczących o
wysokim poziomie rozwoju nauki, kultury i sztuki użytkowej Dzosonu pod
panowaniem dynastii Li są XV-wieczne igły do akupunktury, zegar słoneczny z
1434 roku oraz makieta zegara wodnego z 1438 roku z pawilonu Hymgen w pałacu
królewskim. Zegar jest potężnym mechanizmem z atrapą złotych gór pośrodku
oznaczających ziemię i obracającym się wokół nich słońcem na pręcie. Co dwie
godziny z umieszczonych na obwodzie poziomej tarczy kolejnych kwiatów lotosu
wynurzają się dziewczyny, a przed nimi zwierzęta symbolizujące określoną porę.
Są też „strażnicy” oraz kukły wybijające godziny: nocą uderzają w bęben, w
ciągu dnia — w gong.
Kim
En Bon, piękna przewodniczka z
muzeum ubrana w tradycyjne czogori i thonczimę, ożywiła dla mnie XV-wieczne
instrumenty muzyczne — phendzon i phengen, wydobywając z nich
dawne koreańskie melodie. Na drewnianej ramie phendzon ozdobionej rzędem
złotych feniksów wiszą po dwa rzędy dzwonków. W phengen zamiast nich są
różnej wielkości płytki marmurowe. Wśród naczyń, ozdób i mebli jest skrzynia z
perłową inkrustacją l O symboli przyrody oraz druga, którą zdobi 140 barwnych
ilustracji inkrustowanych rogiem. Zachowała się też zawierająca 1763 tomy
kronika dziejów
dynastii Li.
Waleczność Koreańczyków przypominają zmyślnie skonstruowane
urządzenia wojenne: dwukołowy wóz z połowy XV wieku, z którego wyrzucano
jednocześnie sto zapalających strzał prototyp „katiuszy” oraz armaty czarno
i pierwszy na świecie pancerny okręt-żółw kobukson, użyty podczas
wojny w końcu XVI wieku. Tzw. imdzińska wojna z Japończykami rozpoczęła się w
1592 roku. Dobrze uzbrojona dwustu tysięczna armia najeźdźców poprowadzona
przez Toyotomi Hideyoshi spotkała zdecydowany odpór na lądzie i morzu ze strony
wojsk pod dowództwem Li Sun-sina. Wtedy właśnie użyto do walki okręty kobukson,
odnosząc zwycięstwo. Do historii przeszło też bohaterstwo uczestników
pospolitego ruszenia, któremu przewodzili waleczni dowódcy, wśród nich
buddyjski mnich Sosan Desa ze świątyni w górach Miohiang. Li Sun-sin, podtrzymujący
bojowego ducha Narodu jeszcze w wielu potyczkach morskich, zginął w ostatniej
zwycięskiej walce w 1598 roku.
Spustoszenia
Dzosonu, rozpoczętego przez Japończyków,
dopełniły najazdy Mandżurów (1627 i 1636), których zwierzchnictwo musiał uznać
osłabiony kraj, wstrząsany wewnętrznymi konfliktami i powstaniami chłopstwa
przeciw szlachcie (jangbanom). Coraz trudniej było odpierać napaści
wrogów od strony morza. Zagrożone państwo z rządzącą pozornie a pogrążoną w
głębokim kryzysie dynastią Li postanowił uratować regent Tewongun. Zamierzał
osiągnąć swój cel poprzez umocnienie obronności, ekonomiki i królewskiej
władzy oraz bezwzględną izolację od zagranicy. Przeciwko niemu wystąpiła
bratowa, królowa Min, która w rezultacie swoich działań doprowadziła do utraty
suwerenności kraju i dalszego pogorszenia życia społeczeństwa.
W
1866 roku na wody Tedong-gang wpłynął piracki okręt amerykański „Generał Sherman”, którego załoga
plądrowała przybrzeżne wsie zabijając ludzi oraz grabiąc ryż i złoto. Obrazy w
muzeach pokazują bohaterską walkę żołnierzy i mieszkańców Phenianu, którzy pod
dowództwem Kim Yn U — pradziada Kim Ir Sena, zatopili okręt posyłając w jego
kierunku flotyllę czółen z płonącym drewnem. Wielokrotnie jeszcze Koreańczycy
musieli odpierać atakujące z wody wrogie jednostki. W 1871 roku na kamiennym
obelisku czhokhwa wyryte zostały chińskimi hieroglifami wersety ku
pamięci potomnym: „Nie walczyć z napadającymi na nas zachodnimi barbarzyńcami
oznacza pójść na kompromis, a zabiegać o pokój z nimi jest równoznaczne ze
sprzedaniem ojczyzny”.
Bohaterskie
karty w dziejach walk narodowowyzwoleńczych zapisali uczestnicy: przewrotu w 1884 roku, który dał
początek pierwszej rewolucji burżuazyjnej; wojskowego buntu przeciw królowej
Min w 1882 roku i chłopskiej wojny w 12 lat później.
W
pierwszych latach XX wieku wzmogły się walki tzw. armii sprawiedliwości ybion przeciwko
Japończykom. W marcu 1908 roku młodzi koreańscy patrioci — Czon Men Un i Czan
In Hwan wydali wyrok na dyplomatę Stephensona, radcę feudalnego rządu koreańskiego,
który oddawał usługi Japończykom. W październiku następnego roku na dworcu
kolejowym w chińskim mieście Harbin patriota An Dzun Gyn zastrzelił Ito
Hirobumi, byłego premiera Japonii, głównego inspektora Korei. W tym czasie
inteligencja rozwinęła aktywny patriotyczny ruch kulturalno-oświatowy.
W 1910 roku rozpoczęła się okupacja Korei
przez Japonię. Komentując ten fakt Marian Podkowiński przytacza na łamach
„Rzeczypospolitej” z 1986 roku wypowiedź obecnego ministra kultury Japonii,
Masayuki Fujio, który w miesięczniku „Bungei Shunju”, nieodpowiedzialnie
twierdzi, że „... aneksja Korei w 1910 roku jest po części winą samych
Koreańczyków... A mianowicie — powiada minister Fujio — wcielenie Korei do
japońskiego państwa nastąpiło... na mocy formalnego układu między tymi dwoma krajami”.
Swe kontrowersyjne Uwagi, wykazujące próbkę japońskiego rewizjonizmu
terytorialnego i historycznego Fujio oparł na porozumieniu między japońskim
mężem stanu Ito i ówczesnym cesarzem z dynastii Yi (Li). W rzeczywistości
jednak układ ten uważany jest przez historyków i polityków jako pogwałcenie
suwerenności Korei, skutkiem czego nastąpiła japońska kolonizacja Korei.
Były minister wojny Japonii, Terauti, mianowany
generał-gubernatorem przekształcił Koreę w więzienie i ustanowił reżim pod
hasłem: „Koreańczycy muszą podporządkować się prawom Japonii albo umrą”.
l marca 1919 roku wybuchło narodowe powstanie,
które z Phe-nianu i Seulu przeniosło się na cały kraj. Zryw dwóch milionów
Koreańczyków zakończył się jednak klęską, a Japończycy rozprawili się krwawo z
jego uczestnikami.
Z
antyjapońską rewolucyjną walką
związane jest imię Kim Ir Sena, wodza-bohatera, wodza-legendy oraz imiona jego
rodziny. Za koreańskimi publikacjami z ostatnich lat podaję, że stanął on na
czele walki w sytuacji, kiedy ruch narodowościowy zamarł, ruch komunistyczny w
swoim początkowym okresie przeżywał chaos, a naród z niecierpliwością oczekiwał
na pojawienie się wybitnego przywódcy, który porwałby za sobą masy.
Kim
Ir Sen, którego pierwsze imię
brzmiało Son Dzu, urodził się 15 kwietnia 1912 roku w rodzinie biednego chłopa,
w Mangende (niegdyś wieś Namri w gminie Kophen pod Phenianem). Wszyscy
członkowie jego rodziny byli patriotami, a rodzice bojownikami antyjapońskimi.
Ojciec, Kim Hiong Dzik, spełnił pionierską rolę podczas przeradzania się ruchu
narodowościowego w komunistyczny. Jego młodszy brat, Kim Hiong Gwon stał się
towarzyszem walki swojego bratanka. Matka Kim Ir Sena — Kan Ban Sok, także była
komunistką i działaczką polityczną, inicjatorką utworzenia organizacji
kobiecej, współtowarzyszką swego męża i wzorową matką, która od dzieciństwa
wychowywała syna na patriotę i rewolucjonistę. Zmarłą w 1932 roku, mając 40 lat.
Współczesne społeczeństwo przyznało Kan Ban Sok
tytuł „matki Korei”, śpiewa o niej pieśni, stawia muzea i pomniki, maluje obrazy
z jej życia. Grupa pisarzy „15 kwietnia” wydała powieść biograficzną. Kim
Hiong Dzik, podobne honorowany, został patronem pheniańskiego Instytutu
Pedagogicznego. Mangende, co oznacza „dziesięć tysięcy pejzaży”, nazywane
dzisiaj „kolebką rewolucji koreańskiej” jest miejscem nieustających pielgrzymek
wszystkich pokoleń i pierwszym ogniwem podczas zwiedzania Phenianu
przez obcokrajowców.
Obejście domu rodzinnego Kim Ir Sena zostało
pieczołowicie odrestaurowane i odświeżone, sagany używane przez Kan Ban Sok
otoczono na podwórzu estetycznym białym płotkiem, a wokół domu wyrosła bujna
roślinność. W sąsiedztwie zostało wybudowane muzeum, gdzie zwiedzający mogą
dokładnie zapoznać się z rewolucyjną działalnością całej rodziny. W pobliżu
zielenią się młode drzewka, opatrzone jednakowymi marmurowymi tabliczkami.
Najnowsza z nich głosi, że oto w tym miejscu osobiście posadził drzewko I sekretarz
KC PZPR — Wojciech Jaruzelski. Tysiące makiet Mangende znajduje się w żłobkach,
przedszkolach, szkołach i zakładach pracy, gdzie wszyscy obywatele niezależnie
od wieku mają na wyciągnięcie ręki „kolebkę rewolucji”.
Kim
Ir Sen w wieku czternastu lat rozpoczął naukę w dwuletniej szkole wojskowo-politycznej „Hwasonyjsuk” w
Mandżurii, gdzie wyemigrowała jego rodzina. W październiku tego roku utworzył
komunistyczną organizację — Antyimperialistyczny Związek Młodzieży. Po
przeniesieniu się do średniej szkoły w Girinie (Chiny) rozwinął tam działalność
rewolucyjną na wielką skalę. W 1930 roku powstała pierwsza organizacja partyjna
złożona z młodych komunistów. Wkrótce sieć organizacji i komitetów objęła
znaczną część Korei. Koreańskie publikacje podają, że w czerwcu i 930 roku Kim
Ir Sen przedstawił na zebraniu Antyimperialistycznego Związku Młodzieży
koncepcję idei dżucze, która była rezultatem jego walki z poglądami
frakcjonistów i dogmatyków. Idee dżucze według samego Kim Ir Sena oznaczają, że
gospodarzem i siłą napędową rewolucji i budownictwa są masy ludowe, to znaczy,
że każdy sam jest panem swego losu, że w każdym tkwi siła rozstrzygająca o jego
losie. Rozwijając te idee oraz zaszczepiając je młodej generacji komunistów i
masom ludowym Kim Ir Sen opracowywał nową linię, strategię i taktykę
koreańskiej rewolucji. Jej założeniem i celem stało się urzeczywistnienie
antyimperialistycznej i antyfeudalnej rewolucji demokratycznej, zbudowanie
socjalistycznego i komunistycznego społeczeństwa (następnie zaś...
urzeczywistnienie rewolucji światowej).
W odpowiedzi na krwawe represje japońskich okupantów, Kim Ir
Sen utworzył w 1932 roku antyjapońską ludową armię partyzancką, której
oddziały założyły swoje bazy wzdłuż rzeki Tuman na północy Korei. Asekurując
się przed wrogiem, uświadomił ideowo i politycznie mieszkańców okolicznych
rejonów, a punkty oporu wyposażył w dostarczoną przez armię radziecką broń i
przekształcił w twierdze. Zwycięskie potyczki z uzbrojonymi po zęby Japończykami, zwłaszcza wielodniowa bitwa na przełomie lat 1933 -1934 rozsławiły
bohaterstwo partyzantów i rozbudziły w narodzie nadzieje na wyzwolenie. W maju
1936 roku powstała Liga Odrodzenia Ojczyzny, na czele której stanął Kim Ir Sen.
Dziesięciopunktowy program odzwierciedlał dążenia i interesy koreańskiego
narodu, toteż w Lidze skupiły się tysiące reprezentantów wszystkich warstw
społecznych.
Centrum
oporu stała się wkrótce sieć
tajnych obozów partyzanckich w górach Pektu i sieć podziemnych
organizacji rewolucyjnych. (Święta
Góra Pektu — mówi się w Korei. Tu właśnie 16 lutego 1941 roku
urodził się Kim Dzong II — syn
Kim Ir Sena i jego żony,
rewolucjonistki Kim Dzong Suk). Z odpowiednio wyposażonego bastionu
Kim Ir Sen kierował działaniami Koreańskiej Armii Ludowo-Rewolucyjnej. Zaczęto wydawać własną prasę: „Samilwolgan” — organ Ligi Odrodzenia Ojczyzny, „Sogwan”
(„Zorza”)
— organ armii oraz jej
dziennik „Czonsori” („Głos Dzwonu”). W tym czasie (1937 r.) Kim Ir Sen napisał
utwory literackie „Morze krwi” i „Los agenta”.
Wielkim
zwycięstwem zakończył się
szturm żołnierzy koreańskich na graniczne kordony japońskie i bitwa o Poczhonbo
oraz bitwa w rejonie musańskim w 1939 roku.
Podczas
II wojny światowej naród aktywnie
uczestniczył w przygotowaniach do powstania przeciw Japonii. 9 sierpnia 1945
roku oddziały koreańskie wraz z formacjami 25 Armii Czerwonej przerwały linię
obrony japońskiej Armii Kwantuńskiej. Klęska Japonii w wojnie przyniosła Korei
wolność. 15 sierpnia Kim Ir Sen jako dowódca naczelny Koreańskiej Armii
Ludowo-Rewolucyjnej powrócił u boku wojsk radzieckich na rodzinną ziemię. Ten
dzień
; obchodzony jest w KRL-D jako Dzień Zwycięstwa.
*
— Dzisiaj
jedziemy do muzeum w Sinczhonie — mówi mój przewodnik. Wyobrażam sobie, że zobaczę interesujące
zbiory etnograficzne. W prostej linii do Sinczhonu jest około 80 kilometrów.
Podróż trwa jednak ponad półtorej godziny. Na drodze panuje większy niż w
mieście ruch. W obie strony jadą ciężarówki wyładowane tobołkami i ludźmi;
mijamy samochody z wojskiem, traktory z przyczepami pełnymi ryżowych snopów. Zaczął się drugi zbiór ryżu.
Długie, parterowe domki odgrodzone są od drogi
wysokimi murkami. Właściwie nie od drogi, a od „złych mocy”, które w dawnych
czasach lubiły nawiedzać dalekowschodnie obejścia.
Samochód przejeżdża ulicami Hwandzu i mostem nad rzeką
o tej samej nazwie. Stąd niedaleko do Sariwonu — centrum administracyjnego prowincji
zwanej Północny Hwanhe. Korea Północna składa się z dziewięciu prowincji i
czterech miast wydzielonych: Phenianu, Kesongu, Czhongdzinu i Hamhyngu. Na
ulicach Sariwonu ludzi specjalnie nie widać, są to bowiem godziny pracy. Chodnikiem
maszeruje dziarsko długi dwuszereg uczniów. Kilkanaście kilometrów za miastem
wjeżdżamy na teren prowincji Południowy Hwanhe i skręcamy na zachód. Jeszcze
przed dotarciem do Sinczhonu dowiaduję się jakie zbiory zgromadzono w
tutejszym muzeum.
Miasteczko
jest niewielkie, schludne. To siedziba powiatu. Tutaj, podobnie jak w innych
miejscowościach, rzuca się w oczy ruch na budowach: trwają właśnie prace przy
wznoszeniu kilkupiętrowych budynków mieszkalnych z szarych, cementowych cegieł.
Mam jeszcze w pamięci przestronne, lekko i z rozmachem nakreślone ulice
nowoczesnego Phenianu — budynki wyrastają tam dosłownie z dnia na dzień, a ich
wygląd zaświadcza o światowości stolicy, luzie architektonicznym i dużym
poczuciu estetyki wykonawców. Mijamy wysoki cokół, obstawiony rusztowaniami z
powiązanych żerdzi. Być może stanie na nim pomnik. Stąd serpentyną pnącą się
pod górę podjeżdżamy do piętrowego budynku otoczonego parkiem. Do roku 1950
mieściła się tu siedziba powiatowego komitetu partii. Dzisiaj za przysłoniętymi
oknami znajduje się muzeum amerykańskich zbrodni.
To
miasto do dzisiaj pamięta tragiczne dni sprzed
trzydziestu kilku lat. Dokumenty, fotografie, eksponaty i groby nie pozwalają
zapomnieć. We wrześniu 1945 roku, ledwie przepędzono kolonizatorów japońskich,
wojska amerykańskie wkroczyły na teren Korei Południowej, co stało się
początkiem okupacji tej części półwyspu przez Stany Zjednoczone. Kraj został
podzielony u progu wolności. 10 października w Phenianie odbył się zjazd
partii, na którym Kim Ir Sen powołał Centralny Komitet Organizacyjny
Komunistycznej Partii Pracy Korei. 5 marca 1946 roku wydał dekret o reformie
rolnej, która została przeprowadzona w ciągu dwudziestu dni. W sierpniu ukazał
się dekret o nacjonalizacji przemysłu i naród koreański przystąpił do jego
rozbudowy; w dziedzictwie po japońskich okupantach przejęto przemysł w stanie
szczątkowym. 8 lutego 1948 roku z dotychczasowych sił zbrojnych została
utworzona Koreańska Armia Ludowa, co było koniecznością wobec nasilających się
na południu prowokacyjnych działań marionetkowej armii południowokoreańskiej,
uzbrojonej i sterowanej przez USA.
Amerykanie weszli do Korei Południowej wskutek
machinacji politycznych, jakie udało się im przeprowadzić podczas sesji Organizacji
Narodów Zjednoczonych. Zmontowali ONZ-owską komisję do spraw Korei,
inscenizując poci jej obserwacją „wybory” marionetkowego rządu z Li Syng Manem
na czele. Po rozpędzeniu ludowych komitetów wprowadzili wojenną, represyjną
administrację. Do końca grudnia 1949 roku w Korei Południowej zamordowali 149
tysięcy obywateli. Do tego też czasu zgromadzili uzbrojenie i sprzęt wojskowy
wartości 190 milionów dolarów.
9
września 1948 roku została
utworzona Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna z premierem Kim Ir Senem na
czele. Ten rok przyniósł światu początek głębokiego kryzysu, który znacznie
pogorszył polityczno-ekonomiczne położenie Stanów Zjednoczonych. Znalazł on
ujście w wojnie koreańskiej. Plan napaści na Koreę Północną przygotowany został
w 1949 roku. Jednocześnie Amerykanie zachęcali południowokoreańskie władze do
prowokacyjnych działań wobec Północy na linii 38 równoleżnika. 25 czerwca 1950 roku
południowokoreańskie wojska napadły znienacka na Północ. Na wezwanie Kim Ir
Sena cały naród i siły zbrojne Korei Północnej stanęły gotowe do walki.
Trzeciego dnia wojny formacje Koreańskiej Armii Ludowej weszły do Seulu. USA
wezwały na pomoc wojska satelitarne, które pod wodzą Douglasa Mac Arthura
przystąpiły do wojny pod flagą ONZ. Mimo to, po zwycięskich bitwach o Tedzon i
zapędzeniu wrogów do Pusanu na południowym krańcu półwyspu, Koreańska Armia
Ludowa uzbrojona przez ZSRR w ciągu półtora miesiąca oswobodziła 90 procent
terytorium kraju.
W połowie września USA rzuciły do walki zmasowane
siły na lądzie, morzu i w powietrzu. Pod wodzą Kim Ir Sena wojska Armii Ludowej
wsparte wielotysięczną ochotniczą armią chińską zadały wrogom tyle strat, że
zawiodły wszystkie plany Stanów Zjednoczonych, zgodnie ż którymi ich formacje
miały zająć do Bożego Narodzenia 1950 roku całą Koreę. Tak więc wrześniowa operacja
desantowa USA Inczhon-Seul, znana jako „Sikomite”, w konsekwencji zakończyła
się klęską.
W lipcu następnego roku front
zatrzymał się na linii 38 równoleżnika. Latem 1951 roku rozpoczęły się wstępne
rozmowy o rozejmie, które w sierpniu zostały jednostronnie przerwane przez
Amerykanów. Ale ich „ofensywa letnio-jesienna” została również odparta. Do
historii wojny przeszła wielka bitwa o wzgórze 1211, gdzie codziennie wróg
zrzucał do 40 tysięcy pocisków j bomb. Trzyletnia wojna zakończyła się
zwycięstwem Korei Północnej i podpisaniem 27 lipca 1953 roku porozumienia o
rozejmie. Ówczesny dowódca „wojsk ONZ-owskich” Mark W. Clark w książce pt. „Od
Dunaju do Amnoku” napisał po latach: „miałem jedynie wątpliwy zaszczyt okazać
się pierwszym amerykańskim dowódcą, który podpisał rozejm w przegranej wojnie”.
W
Korei Północnej wojska
amerykańskie pozostawiły spopielała ziemię, ruiny i zgliszcza, ofiary napalmu i
broni bakteriologicznej oraz setki tysięcy grobów. W prowincji Hwanhe
Amerykanie zgładzili ponad 120 tysięcy mieszkańców, a w powiecie Sinczhon
wymordowali 25 procent ludności — ponad 35 tysięcy osób.
Po
upływie wielu lat nic nie
straciły na aktualności refleksje jednego z bohaterów książki dla młodzieży
Moniki Warneńskiej pt. „Karolinka z Diamentowych Gór”: „W Korei wojna wychodzi
naprzeciw przybyszom... wylania się z ludzkich losów, ze wspomnień, z książek.
Niepodobna przed nią uciec”.
Zbiory
muzealne to wstrząsający dokument
zbrodni. Przypominają także pierwsze próby ingerencji amerykańskich; tutaj przechowywany
jest łańcuch i kotwica z „Generała Shermana”, książeczki do nabożeństwa w
języku koreańskim oraz różańce z czasów, kiedy amerykańscy misjonarze pod
pretekstem nawracania na katolicyzm uprawiali działalność szpiegowską; świadczą
o tym urządzenia nasłuchowe, znalezione w podziemiach kościoła w prowincji
Kan-won. 17 października 1950 roku (stojąc przed fotografiami uświadamiam
sobie, że właśnie dzisiaj jest 17 października) Amerykanie zajęli Sinczhon,
skrupulatnie wypełniając polecenie komendanta Harrisona: wszystko co żywe —
obrócić w popiół. W koreańsko-rosyjskojęzycznym prospekcie z muzeum
barbarzyńskie metody okupantów przyrównuje się do zbrodni hitlerowskich w
Oświęcimiu.
Czu
Dzun Ir— robotnik z
oczyszczalni ryżu — został przywiązany do dwukołowych wozów i rozerwany.
Przewodniczącej związku kobiet w fabryce tytoniu — Pak Jon Gio — oprawcy
wyrywali nożem paznokcie, wycięli piersi i oczy. Przesłuchując Kim Czhi Son na
jej oczach zakopali żywcem pięcioletnią córkę. Dom wypoczynkowy dla robotników
w Onczhonie zamienili na dom rozrywki. Tutaj ściągnęli koreańskie kobiety,
zgwałcili je, po czym zepchnęli do pobliskiej sadzawki i rozerwali granatami.
Kilkunastoletni Lim Hen Sam, przewodniczący pionierskiej organizacji szkolnej w
Samczhonie, został zamęczony w nieczynnym szybie kopalni. Z Dzon Dzong Hana
zdarto nożem skórę. Di Ryong Dziu została spalona żywcem. W jeziorze Sowong
utopiono ponad tysiąc kobiet. Dwa tysiące dorosłych i dzieci, którzy
przechodzili przez most od strony góry Kuol zastrzelono lub poderżnięto im
gardła. Wsie Unpom, Riong-dang, Soktan, Mangu zostały zamienione w wielkie
cmentarzyska.
Schodzę do przedwojennego schronu, mieszczącego się
pod budynkiem powiatowego komitetu partii. Okopcone ściany oświetla nikła
żarówka: tutaj Amerykanie oblali benzyną i spalili ponad 900 osób.
Wjeżdżamy na wzniesienie za miastem, gdzie
porastają murawą dwa okrągłe stożki mogił. Jeden
kryje zwęglone szczątki 400 kobiet, drugi — ich 102 dzieci, które napojono
benzyną i spalono w pobliskich magazynach 7 grudnia 1950 roku. W obydwu
zachowanych budynkach kontrastują z osmalonymi ścianami kolorowe ogromne
obrazy, przedstawiające barbarzyństwo okupantów. Usiłując zatrzeć ślady zbrodni
Amerykanie zrzucili bomby na magazyny. W jednym z nich do dzisiaj zieje ogromna
wyrwa, przez którą włażą za nami paroletnie sinczhońskie dzieciaki.
W
marcu 1952 roku w Sinczhonie dokonały wizji
lokalnej lustracyjne grupy Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawników-Demokratów
i Światowej Federacji Demokratycznej Kobiet. Wkrótce poszły w świat szczegółowe
raporty o zbrodniczej działalności amerykańskich żołnierzy wobec cywilnej
ludności Korei.
Przedstawiciel
sinczhońskich władz powiatowych
przyjmuje mnie herbatą. — Nasz naród nie chce wojny — mówi. — Ale też i nie boi
się jej. Imperialiści amerykańscy nadal stoją na linii demarkacyjnej. Jeżeli
rozpoczną nową wojnę, odpowiemy jeszcze bardziej zdecydowanie.
Dotychczas
jadłam posiłki oddzielnie.
Dzisiaj zasiadamy do obiadu razem, także kierowca ,,mojego" mercedesa.
Restauracja znajduje się tuż obok muzeum. Usiłuję zapamiętać koreańskie nazwy
potraw: rozdrobniona kiszona kapusta — kimczhi, sałatka z kiełków
sojowych — khon namul, smażone kawałeczki wieprzowiny — tedzi kogi
bokum, ryż —pap. Nie mogę zapomnieć koszmarnych obrazów. Ryż staje
mi kością w gardle...
W
pheniańskiej dzielnicy Joun
znajduje się muzeum zwycięstwa w ojczyźnianej wojnie wyzwoleńczej. W
osiemdziesięciu salach zgromadzono tysiące eksponatów, które przypominają rolę
naczelnego wodza Armii Ludowej, poszczególne operacje i najważniejsze walki,
uczestników trzyletnich krwawych zmagań. Wszyscy pracownicy muzeum to
bohaterowie tej wojny. Kim Sen Dzin, którego mundur zdobi wiele odznaczeń, daje
się namówić na chwilę wspomnień: — Podczas boju zasłoniłem strzelnicę wroga
własnym ciałem. Jedna z kuł przebiła mi pierś. Myślałem, że umieram, lecz za
wielkiego wodza, ojczyznę i prawdę oddałbym swoją młodość i życie.
W
Galerii Sztuki nad rzeką Tedong wśród rzeźb
bohaterskich żołnierzy z łatwością rozpoznałam później rysy Kim Sen Dzina.
W muzeum zbudowano także panoramę z obrotową
podłogą. W ciągu piętnastominutowego seansu razem z tłumem zwiedzających,
młodziutkich żołnierzy, uczestniczę w poszczególnych etapach bitwy o Tedzon.
Panorama jest imponująca. Czterdzieści osób namalowało w ciągu czterech
miesięcy dwadzieścia tysięcy postaci w scenach batalistycznych. Wysokość obrazu
wynosi 15 metrów, obwód zaś 32 metry.
Odległość od galerii obserwacyjnej — 13 metrów.
Heroiczne
zmagania narodu koreańskiego i jego
sojuszników w walce o niepodległość i samostanowienie znalazły także swój wyraz
w monumentalnych pomnikach. Na wzgórzu Czudzak, w pheniańskich górach Tesong
znajduje się cmentarz rewolucjonistów. Od wspaniałej bramy, stylizowanej według
dawnych tradycji architektonicznych, ponad trzysta szerokich na 40 metrów
stopni prowadzi do zespołu rzeźb figuralnych, a następnie do uporządkowanych
szeregów mogił, nad którymi bieleją postumenty z pozłacanymi popiersiami z
brązu. Wśród najbardziej zasłużonych, w centralnym miejscu, przed potężnym
rozwiniętym sztandarem z czerwonego kamienia, stoi popiersie żony Kim Ir Sena,
rewolucjonistki.
— Kim Dzong Suk dongdzi — szepcze z
szacunkiem mały pionier, który przesuwa się w gęstym tłumie zwiedzających.
Wszyscy — kobiety i mężczyźni mają wpięte w klapy ubrań i w bluzki znaczki z
wizerunkiem wielkiego wodza. Jest ich kilka rodzajów. Niegdyś były
przyporządkowane określonym grupom pracowniczym. Teraz te różnice zatarły się.
Nikt swojego znaczka nie pozbywa się, bo nosić go jest zaszczytem. Nikt też nie
dałby się namówić na oddanie go czy zdobycie drugiego dla cudzoziemca. Sama
zabiegałam o to usilnie i bezskutecznie.
W
parku na górze Heban wznosi się
pomnik ku czci poległych żołnierzy Armii Ludowej. Ale są też pomniki, które
upamiętniają pomoc sojuszników.
W
zachodniej części Phenianu, u
południowego podnóża góry Moranbong, w sierpniu 1946 roku został postawiony
pomnik ku czci żołnierzy radzieckich poległych w walce z Japończykami. W
sierpniu 1985 roku pomnik zrekonstruowano. Tekst na płycie pod obeliskiem
głosi: „Wielki naród radziecki rozgromił japońskich imperialistów i oswobodził
naród koreański. Poprzez krew żołnierzy radzieckich przelaną podczas wyzwalania
Korei jeszcze bardziej umocniły się więzy przyjaźni między narodami koreańskim
i radzieckim”.
Od północnej strony Moranbongu w pobliżu placu Łuku
Tryumfalnego postawiono w październiku 1959 roku „Uyjthap” — „monument
przyjaźni”, przypominający udział w wojnie wyzwoleńczej i powojenną pomoc
chińskich ochotników przy odbudowie i rozbudowie Korei.
W ciągu trzech lat wojny Amerykanie zrzucili na
każdy kilometr kwadratowy Korei Północnej po osiemnaście bomb, zamieniając
miasta i wsie w jedno pogorzelisko. Na sam Phenian w czasie 1431 nalotów spadło
około czterysta trzydzieści tysięcy bomb i pocisków, czyli po jednej na każdego
mieszkańca miasta. Ludzie w całym kraju pozbawieni
byli dobytku i dachu nad igłową. Zrujnowany był dopiero co rozwijający się przemysł,
rolnictwo i cała gospodarka narodowa. Jednak Korea odrodziła się z popiołów,
chociaż Amerykanie obiecywali, że nie podniesie się przez sto lat. Kim Ir Sen
wychodząc z założenia, że istnieje naród, terytorium, partia i władza wezwał
wszystkich obywateli do odbudowy. Kilka lat wystarczyło, żeby wytężona praca narodu
przy wymiernej pomocy materialnej państw socjalistycznych, w tym również
Polski, przyniosła rezultaty. W ciągu powojennej trzylatki rozbudowany został
przemysł ciężki, w rolnictwie przekroczono poziom przedwojennej produkcji
zbóż. W okresie pięciu lat gospodarka rolna przeszła całkowicie na system
spółdzielczy. Naród socjalistycznej Korei wszedł na drogę intensywnego
rozwoju, z bezgranicznym zaufaniem podporządkowując się twardym społecznym
rygorom, narzuconym przez prezydenta Kim Ir Sena. Takim językiem mówi się tutaj
o osiągnięciach.
Każda trasa spaceru po imponująco odbudowanym i
rozbudowanym Phenianie niewątpliwie wyprowadzi przybysza w miejsca kultu
wielkiego wodza. Poprosiłam pewnego dnia Pak Won Sena o wytłumaczenie tego
fenomenu, który jest zupełnie niezrozumiały dla współczesnego Polaka.
—
Przez całe wieki nasz lud oczekiwał na przywódcę — wykładał mi Pak. — Dopiero
wielki wódz Kim Ir Sen wyzwolił kraj i zrobił dla niego tak wiele, jak nikt
dotąd. Kiedyś odwiedził Koreę pewien Niemiec. Gdziekolwiek przebywał, wszędzie
podkreślano, że wszystkie nasze osiągnięcia to rezultat mądrego kierownictwa
Kim Ir Sena. Bardzo tym poirytowany Niemiec postawił pykanie: Jak to możliwe,
żeby jeden człowiek tyle zdziałał? Wtedy ja go spytałem, czym wykonuje swoją
robotę. Odpowiedział, że rękami. — Tylko rękami, głową nie? — pytam. — Tak,
rękami. Więc mówię mu: — Jeżeli tak, to ta głowa jest do odcięcia, bo zbędna.
Wtedy on stwierdził, że jednak bez głowy ręce nie mogą pracować. Ja mu na to odpowiedziałem
w ten sposób: — Tak, jak bez głowy nie pracują ręce, tak bez wodza naród
nie może prowadzić socjalistycznej rewolucji. On zawsze był i jest wśród mas
ludowych i wsłuchując się w głos narodu ustala plany polityczno-gospodarczego
rozwoju kraju. Dla niego nie ma bezdroży — zawsze dotrze do ludzi. Dlatego
naród kocha go i szanuje. Dlatego z Wielką czcią nazywamy go wielkim wodzem i
przywódcą, słońcem naszego narodu. Dlatego wszędzie znajdują się jego
podobizny, a wskazówki i dyrektywy są dla nas prawem, bo wszystkie służą
poprawie życia mas ludowych. Podczas uroczystości społeczeństwo wita go ze
łzami i okrzykami radości, a kiedy pokazują go w telewizji, ludzie z niepokojem
patrzą na jego siwe włosy.
W
1984 roku syn Kim Ir Sena —
sekretarz KC Partii Pracy Korei i członek Prezydium Biura Politycznego —
obwołany został sukcesorem. O uzasadnienie tej decyzji także proszę Pak Won
Sena.
— Masy narodowe — usłyszałam — tworzą historię i
rozwijają ją, ale kierownictwo i wskazówki pochodzą od wielkiego wodza. Nasz
naród jest świadom od dawna, że bez wodza nie osiągnie żadnych sukcesów, więc
już wcześniej uznał drogiego przywódcę Kim Dzong Ila za spadkobiercę. Komunizm
nie jest przecież sprawą jednego pokolenia, a ludzkie życie nie jest wieczne —
podsumował swój wykład Pak.
Życie i działalność Kim Ir Sena stanowią główny
temat twórczości rzeźbiarzy, malarzy, literatów, reżyserów i kompozytorów, W
westybulach wszystkich obiektów użyteczności publicznej znajdują się małe
posągi lub freski pokazujące wodza w otoczeniu rozpromienionego narodu lub też
przygarniającego w swoje objęcia szczęśliwe dzieci. Wzdłuż autostrad i szos
przyciągają wzrok ogromne wielobarwne obrazy ilustrujące jego codzienną troskę
o ludzi i najdrobniejsze sprawy kraju. Taką samą wymowę mają wszystkie
granitowe i marmurowe tablice, na których wygrawerowane czerwone napisy informują
o czasie i celu obecności tu wielkiego wodza. Coraz częściej też pojawiają się
wizerunki Kim Dzong Ila. Wszystko to jest — jak twierdzą lektorzy w muzeach i
zakładach pracy — zasługą samego społeczeństwa, bowiem obydwaj przywódcy są
uosobieniem skromności i prostoty.
14 kwietnia
1982 roku odsłonięty został w
Phenianie Łuk Tryumfalny, sławiący rewolucyjną działalność Kim Ir Sena od czasu
opuszczenia ojczyzny do zwycięskiego powrotu po dwudziestu iatach. Nazajutrz
odbywała się wielka ceremonia odsłonięcia monumentu idei dżucze,
symbolizującego nieśmiertelność filozofii i praktyki systemu rewolucyjnego
autorstwa Kim Ir Sena.
Obydwa obiekty powstawały równolegle w ciągu
niespełna dwóch lat pod kierownictwem inicjatora ich budowy — Kim Dzong Ila. W
uroczystościach, które przypadły w siedemdziesiątą rocznicę urodzin Kim Ir
Sena, uczestniczyły głowy kilku państw afrykańskich oraz wielu innych gości
zagranicznych, nie licząc 200 tysięcy Koreańczyków. Z mieszkańców Phenianu
rekrutowali się ochotnicy budujący granitowo-marmurowe dzielą architektury,
wykonane z wielką dbałością o treść i formę.
Łuk
Tryumfalny stoi u podnóża góry Moranbong, u zbiegu ulic Kesong i Czhilsonmun.
Wracając z cmentarza rewolucjonistów zatrzymaliśmy się tam z Kim Kwan Ho. Tego
dnia, 10 października, przypadało święto z okazji czterdziestej pierwszej
rocznicy utworzenia Partii Pracy Korei. Ruch był więc niewielki, pozwalający
na swobodne obejrzenie sześćdziesięciometrowej budowli otoczonej grupami
rzeźb i zwieńczonej trzypiętrową konstrukcją stylizowaną na starodawne dachy.
Wokół pobliskiego stadionu im. Kim Ir Sena i przy stacji metra, które samo w
sobie jest wielką galerią sztuki współczesnej
w podziemiu, panował ożywiony ruch,^ od restauracji „Moran” schodziły
otoczone przyjaciółmi pary nowożeńców. Na tle Łuku Tryumfalnego robili sobie właśnie jedno z serii ślubych
zdjęć: przystojny chłopak w ciemnym garniturze z obowiązkowym znaczkiem i
czarnowłosa panna młoda w bladoróżowej, długiej do ziemi thonczimie i czogori,
teraz już właściwie nampion i
anhe — mąż i żona. Skierowałam na nich obiektyw równocześnie z
fotografem.
Przy
ulicy Czhilsonmun, u stóp wzgórza Mansu, wznosi
się w nieustającym skoku tysiąca li dziennie ku przyszłości skrzydlaty koń
Czhollima. Pomnik ten wzniesiono z okazji czterdziestej dziewiątej rocznicy
urodzin Kim Ir Sena, który upowszechnił ruch Czhollima u progu pięciolatki
podczas plenum KC w 1956 roku — jako generalną linię partii w budownictwie
socjalizmu, obowiązującą do dzisiaj cały naród.
Ponad
pomnikiem góruje na szczycie
wzgórza Muzeum Rewolucji Koreańskiej, którego fronton ozdobiony jest
granitowym wyobrażeniem świętej dla Koreańczyków góry Pektu-san. Na tle tej
mozaiki wyniosła, dwudziestometrowa postać Kim Ir Sena z wyciągniętą ręką. W
tym kierunku, za rzeką Tedong, widnieje dwudziestometrowy płomień wieńczący
stupięćdziesięciometrowy obelisk monumentu dżucze. Po obydwu stronach posągu
zdobią wzgórze wysokie na 22,5 metra i długie na 50 metrów kompozycje czerwonych,
granitowych sztandarów otoczonych grupami figur z brązu, poświęcone walce
narodu z Japończykami oraz kolejnym etapom rewolucji. Ten tzw. wielki monument
skompletowano w sześćdziesiątą rocznicę urodzin prezydenta. U jego stóp leżą
wąsko splatane tutejszym zwyczajem bukiety kwiatów.
Na stopnie schodów wspina się grupa
malców z przedszkola. Ustawieni w równym szeregu schylają się w niskim
pokłonie, po czym pod nadzorem wychowawczyni skandują zgodnym chórem wyuczony
tekst. — Co one mówią? — pytam Kwan Ho. — Dziękują wielkiemu wodzowi za swoje szczęśliwe
dzieciństwo.
Książka fajna. Czyta się ją jak baśń... Jeśli komuś nie przeszkadza przedstawiony tu iście kimowski obraz rzeczywistości i północnokoreańska wersja historii świata po II Wojnie Światowej (totalna abstrakcja i fantazja) to można dowiedzieć się ciekawych rzeczy o KRLD. :)
OdpowiedzUsuń