Stanisław Łapeta
Ładuj
trzema!
Źródło:
„Przegląd Historyczno-Wojskowy”, rok XII (LXIII), nr 5 (238), Warszawa 2011,
str. 103-106.
Gdy
odbywałem zasadniczą służbę wojskową w 40
pułku zmechanizowanym w Bolesławcu na stanowisku pisarza w kancelarii personalnej,
przysłano pismo z
Ministerstwa Obrony Narodowej, w którym polecono wytypować dwóch żołnierzy
służby zasadniczej do
Jednostki Wojskowej 2000 w Warszawie. W piśmie tym nie podano, gdzie wytypowani żołnierze
będą pełnić dalszą służbę wojskową. Byłem
przekonany, że w Warszawie. Nie znałem stolicy, więc postanowiłem pozostały okres służby tam odbyć.
Wytypowałem siebie i kolegę, który odbywał
służbę wojskową w „żywnościówce”. Jak się później okazało obaj, a także nasze
rodziny, byliśmy sprawdzani przez odpowiednie organy. Ostatecznie zostałem
zakwalifikowany do JW 2000 w Warszawie, do kolegi były jakieś zastrzeżenia. M
usiałem spełnić jeszcze jeden warunek - wstąpić do PZPR.
W drugiej połowie czerwca 1954 roku, gdy
przygotowałem się do wyjazdu, oficer Informacji Wojskowej zapytał mnie, czy
wiem co mnie czeka. Odpowiedziałem, że dalsza służba w stolicy. Byłem bardzo zaskoczony, gdy usłyszałem, że
czeka mnie wyjazd do misji pokojowej Korei.
W JW
2000, która stacjonowała na
Okęciu, niedaleko lotniska, poinformowano mnie, że jestem w grupie przygotowywanej do Komisji Nadzorczej Państw
Neutralnych w Korei.
Wówczas wszyscy kandydaci do misji pokojowej
uczestniczyli w kilkutygodniowym kursie przygotowawczym. Były też badania lekarskie oraz szczepienia ochronne.
Nasza grupa liczyła 33 osoby, przede wszystkim żołnierzy. Byli też kandydaci z
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz tłumacze języka angielskiego.
Dwa tygodnie
pociągiem
1
października 1954 roku wyjechaliśmy pociągiem z Warszawy do Korei. Po 2-dniowej przerwie w Moskwie ruszyliśmy w dalszą podróż pociągiem ekspresowym. Po przejechaniu Uralu zaczęła się
syberyjska nuda. Nie było co oglądać. Tylko lasy. Na szczęście mieliśmy karty, więc graliśmy w brydża i inne gry. Ci, którzy nie grali
sporo czasu spędzali w wagonie restauracyjnym. Pozwalały im na to spore kwoty diet, które otrzymaliśmy
na czas podróży.
Podczas jednego
z posiłków w wagonie
restauracyjnym zobaczyłem niby znanego mi generała Armii
Radzieckiej, nie mogłem sobie jednak
przypomnieć skąd go znam.
Dopiero
w rozmowie z nim dowiedziałem
się, że służy w Wojsku Polskim. Udając się na urlop wypoczynkowy do ZSRR,
musiał zmienić mundur.
Po
kilku kolejnych dniach jazdy pociągiem zatrzymaliśmy się na godzinny postój nad Bajkałem. Z
ciekawością oglądaliśmy to ogromne jezioro. Bardzo smakowały nam wędzone i
smażone ryby przygotowane przez tamtejszych mieszkańców.
Z
ogromnym zainteresowaniem przekraczaliśmy granicę chińsko-koreańską. Wszyscy staliśmy przy oknach i
bacznie oglądaliśmy zniszczenia wojenne. Trzeba przyznać, że widok był
przerażający. W miastach i na wsiach dużo zniszczonych domów. Na polach i, a
szczególnie przy mostach, drogach i torach kolejowych widniały leje po bombach,
leżały zniszczone lokomotywy i wagony.
Ostatnią stacją na naszym szlaku było miasteczko
Kaesong. Tutaj od 1951 roku toczyły się rokowania rozejmowe, które następnie
zostały przeniesione do Panmundżom. Rokowania
w Kaesong uratowały miasteczko od większego zniszczenia. Na dworcu kolejowym byliśmy
serdecznie witani przez kierownictwo polskiej misji, Koreańczyków, a szczególnie
tych, których mieliśmy zastąpić.
Z
Kaesong do Panmundżom jechaliśmy już polskimi
samochodami, które były tam dostarczane do obsługi naszej misji. W czasie
przejazdu po raz pierwszy znaleźliśmy w strefie zdemilitaryzowanej o szerokości
4 km, która dzieliła dawny kraj na cześć południową i północną.
Przebywanie
w pobliżu dwóch frontów nie
należało do przyjemności, a szczególnie niepokojące były pierwsze dni. W miarę
upływu czasu czuliśmy się coraz bezpieczniej.
Obozy
misji i sekretariat Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych
Obóz polskiej misji, podobnie jak
czechosłowackiej, znajdował się w północnej części strefy zdemilitaryzowanej,
natomiast obozy misji szwajcarskiej i szwedzkiej były rozmieszczone w części
południowej. Mieszkaliśmy w kilku barakach wybudowanych przez Chińczyków i
Koreańczyków. Ponadto mieliśmy do dyspozycji baraki, w których znajdował się
sekretariat kierownictwa polskiej misji, klub, stołówka, magazyn żywnościowy i
magazyn mundurowy.
Sekretariat
Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych i sala
posiedzeń znajdowały się w połowie drogi między obozami misji pokojowych, na
samym środku strefy zdemilitaryzowanej, czyli na linii demarkacyjnej, która
przebiegała przez środek wybudowanych pomieszczeń.
Na
terenie biur Komisji, w tzw. strefie wspólnego bezpieczeństwa, spotykały się dwa światy. Były tam też
biura amerykańskich oficerów łącznikowych oraz biura oficerów strony
koreańsko-chińskiej. Spacerowały między nimi patrole armii koreańskiej i
amerykańskiej.
W czasie posiedzeń
Komisji najwięcej czasu poświęcano sprawom przedstawianym przez stronę
koreańsko-chińską oraz amerykańską. Dotyczyły one przeważnie ruchu wojsk, przy
wozu i wywozu sprzętu bojowego. Komisja była szczególnie wyczulona na wszelkie
sygnały o zagrożeniach lub pogwałceniu rozejmu. Niestety, przypadki takie miały
miejsce i trzeba było je natychmiast likwidować. Na szczęście kończyły się
dobrze. Jeżeli nie było spraw pilnych, to posiedzenia Komisji odbywały się raz
w tygodniu. 20 października 1954 roku o godz. 10.00 czasu koreańskiego odbyło
się pierwsze posiedzenie z naszym udziałem.
Praca
i czas wolny
W
naszej misji czas do obiadu był przeznaczony
na pracę, ale zdarzało się, że robiliśmy to również w godzinach popołudniowych.
Po pracy organizowaliśmy rozgrywki sportowe zarówno wewnętrzne, jak i
międzynarodowe. Rozgrywaliśmy mecze w piłkę nożną, w piłkę siatkową, zawody
szachowe, graliśmy w brydża. W najważniejszym meczu piłkarskim reprezentacja
misji pokojowych zmierzyła się z żołnierzami armii Korei Północnej. Zakończył się
on zwycięstwem tubylców. Grałem wówczas w pomocy i nie miałem większego wpływu na końcowy wynik. O ile dobrze
pamiętam, spotkanie to przegraliśmy 0:10.
W
czasie wolnym organizowaliśmy
także wycieczki po Korei Północnej. Wieczorami oglądaliśmy filmy, które
przysyłano nam z kraju. Gościliśmy też zespoły estradowe Chin i Korei
Północnej. Po występie były zabawy. Uczyliśmy się tańców chińskich i
koreańskich. Nie było to łatwe. Artystkom z tych zespołów łatwiej było nauczyć się naszych.
Któregoś dnia wybrałem się do kina w Kaesong.
Podczas wyświetlania filmu kilka razy na ekranie pokazano Kim Ir Sena. Publiczność
każdorazowo wstawała i oklaskami witała ukochanego wodza. Robiłem to samo, żeby
nie potraktowano mnie źle. Nigdy już do ich kina nie poszedłem.
Podczas
pobytu w Panmundżom uroczyście
obchodziliśmy nie tylko święta państwowe. Świętowaliśmy także różne rocznice,
m.in. wyzwolenie polskich miast spod okupacji niemieckiej, np. Warszawy, Łodzi
i Częstochowy. Była wówczas okazja napić się polskiej wódki przysłanej z kraju.
Na
początku każdego spotkania
szef polskiej misji, gen. bryg. Krzemień, mówił coś ciekawego o danej
uroczystości, a każde przemówienie kończył: „Ładuj trzema”. Nie chodziło o
ładowanie broni, lecz o wypicie co najmniej trzech kieliszków wódki.
Zagrożenie Li Syn Mana
Pierwsze miesiące upłynęły nam w Panmundżom dość
spokojnie. W czwartym miesiącu ówczesny prezydent Korei Południowej, Li Syn Man,
nakazał nam opuścić Panmundżom w ciągu 48 godzin. Zagroził, że jeżeli nie
wykonamy jego polecenia, to wyśle samoloty w celu zbombardowania naszego obozu.
Wiadomość przesłaliśmy natychmiast do Warszawy.
Odpowiedź otrzymaliśmy również szybko, a w niej zakaz opuszczania miejsca
zakwaterowania.
Wszyscy
udawaliśmy bohaterów, ale
trudno przewidzieć, co by się działo, gdyby w tym czasie leciały samoloty z
południa w naszym kierunku.
Było blisko czterystu jest dwóch
Komisja
Nadzorcza Państw Neutralnych w
Panmundżom została powołana na mocy porozumienia rozejmowego podpisanego 27
lipca 1953 roku. W pierwszej polskiej zmianie było 391 osób. Nasza zmiana,
trzecia, liczyła 99 osób. Gdy w 1956 roku zlikwidowano grupy Inspekcyjne w
terenie, w naszej misji pozostało już tylko kilka osób.
Działalność Komisji
Nadzorczej Państw Neutralnych obecnie ogranicza się do rozpatrywania
zgłaszanych naruszeń układu rozejmowego. Na posiedzenia te dolatują samolotami
z Polski dwie osoby: gen. bryg. Wincenty Cybulski i płk Wojciech Stępek.
Po rozpadzie Czechosłowacji w posiedzeniach nie uczestniczą Czesi.
Powrót
Pobyt
w Panmundżom zakończyłem w maju
1955 roku. Chińczycy, chcąc nas uhonorować
za działalność w misji, zaprosili naszą grupę do zwiedzenia Pekinu. Uczyniliśmy
to
w
drodze powrotnej do kraju.
W
stolicy Chin byliśmy trzy dni. Widzieliśmy
przepiękne zabytki, w tym pałace cesarskie. Już wtedy widać było, że Chiny
zaczęły budować nowe życie.
Było gorące majowe popołudnie, gdy z pekińskiego
dworca ruszyliśmy moskiewskim ekspresem. Wówczas marzeniem każdego z nas było,
aby jak najszybciej dojechać do Polski.
Zmiana
drogi życiowej
Wyjazd
do Panmundżom przyczynił się w
dużym stopniu do zmiany mojej drogi życiowej. Po odbyciu zasadniczej służby
wojskowej planowałem powrócić w rodzinne strony i podjąć pracę w Częstochowie.
Tuż przed wyjazdem do Korei namówiono mnie do wstąpienia do zawodowej służby
wojskowej. Zachętą były m.in. wysokie zarobki. Jako żołnierz zawodowy
otrzymywałem w Korei wynagrodzenie w wysokości l mln 900 tys. juanów, Dzięki
temu wyjazdowi już w latach pięćdziesiątych byłem milionerem. Niestety, po
przeliczeniu na walutę polską nie była to pokaźna kwota.
Zawodową służbę wojskową pełniłem do 1992 roku, czyli
40 lat. Wyjazd do Korei miał również wpływ na to, że Częstochowę zamieniłem na
Wrocław, gdzie mieszkam do dziś.
Dzięki wyjazdowi do
Panmundżom jestem członkiem Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych
Organizacji Narodów Zjednoczonych. W liczącym ponad 150 członków Kole nr 5 we
Wrocławiu jestem pierwszym, który pełnił misję pokojową ONZ. To miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz